„System ustrojowy Polski jest dosyć przedziwny” – wywiad z prof. UAM dr. hab. Andrzejem Stelmachem

O propozycjach zmian w Konstytucji, które mają ograniczać kompetencje prezydenta i o wadach polskiego systemu rządów z prof. UAM dr. hab. Andrzejem Stelmachem rozmawia Łukasz Czapliński.

Andrzej Stelmach: Nie, debatą nie jestem zaskoczony. Można było przewidywać od pewnego czasu, że ta dyskusja wreszcie się rozpocznie. O zmianie konstytucji mówiono już wtedy, gdy ją uchwalono, a niektórzy nawet wcześniej wspominali, że ten akt prawny będzie miał charakter doraźny, krótkoterminowy – ze względu chociażby na warunki, w jakich konstytucja była uchwalana. Wbrew pozorom, kolejne ekipy rządzące do problemu zmiany konstytucji nie wracały. Natomiast co jakiś czas pojawiały się koncepcje dokonania takich, czy innych zmian w konstytucji. Była ona nowelizowana do tej pory dwa razy – czyli niewiele, a nowele dotyczyły tylko szczegółów. Problem, w którym momencie rozpoczęła się debata nad zmianami konstytucji, jest dosyć ważny. Nie ma wątpliwości, że szeroko zakrojone propozycje PO są związane z przygotowywaniem tegorocznej kampanii wyborczej – zarówno prezydenckiej, i następnie parlamentarnej. To się wpisuje w pewien schemat kampanii wyborczej. System ustrojowy Polski jest dosyć przedziwny. Mamy system rządów, które są określane jako parlamentarne z wyraźnymi elementami systemu parlamentarno-komitetowego. To, co nie pasuje do klasycznej koncepcji rządów parlamentarno-komitetowych, czy parlamentarno-gabinetowych, to fakt, że zmian w składzie rządu dokonuje prezydent – wprawdzie na wniosek premiera, ale jednak formalnie: prezydent. Prezydent w rzeczywistości nie ma wpływu na kształt polityczny rządu – na jego skład personalny oraz jego program polityczny. Jest to więc raczej działalność typu fasadowego. Uważam, że kwestia dotycząca pozycji prezydenta w systemie politycznym powinna być ustalona już dużo wcześniej. Z koncepcji, która była lansowana w roku 1989, kiedy ten urząd tworzono, wynikała jego pozycja „równoważenia władz”. Miał być pośrednikiem między władzą ustawodawczą i wykonawczą – to wynikało chociażby ze sposobu kreowania tego urzędu. Natomiast w roku 1990 zmieniono to „usytuowanie” prezydenta – właściwie tylko i wyłącznie na skutek innego sposobu wyboru tego organu, czyli wyborów bezpośrednich. Ta koncepcja wyborów prezydenckich nie była związana ze zmianą pozycji ustrojowej prezydenta, tylko pomysłem na inny sposób kreowania – tak jakby chodziło tylko o samo wydarzenie, czyli powszechny wybór prezydenta. W efekcie, zachowując bezpośredni wybór prezydenta, w roku 1997 (już nawet wcześniej – w roku 1992, w Małej Konstytucji) pozycję prezydenta próbowano dostosować do tego sposobu kreowania, który w Polsce występuje. Moim zdaniem to się zupełnie nie udało. Osobiście jestem zwolennikiem ograniczenia pozycji prezydenta na rzecz zwiększenia pozycji ustrojowej i samodzielności rządu. Z meritum – tak. Sądzę jednak, że premier konstytucję zna. Absolutnie zgadzam się z prof. Winczorkiem, że pozycja ustrojowa prezydenta należy do słabych. Natomiast są pewne zasady, o których przed chwilą wspomniałem – mianowicie chociażby sposób kreowania urzędu, który w ogóle nie przystaje do pozycji ustrojowej prezydenta. Tak jak powiedziałem, konstytucja próbuje „tłumaczyć”, poprzez przyznanie prezydentowi pewnych pozornych uprawnień, sposób jego wyboru. W moim przekonaniu problem nie leży w relacjach prezydent-premier, czy prezydent-rząd, tylko w sposobie kreowania urzędu prezydenta. Z tego powodu, że pochodzi on z wyborów powszechnych, rości sobie pretensje do szczególnej pozycji – w efekcie, moim zdaniem, ma do tego prawo. Natomiast ta „szczególna pozycja” w żaden sposób nie przekłada się na jego pozycję polityczną i ustrojową. W sytuacji, kiedy prezydent i premier są z tej samej opcji politycznej te sprzeczności są łagodzone – to jest kwestia dogadania. Jeżeli dochodzi do ostrej walki politycznej, to zaczynamy się „czepiać” różnych przepisów prawnych, które nie do końca są jednoznaczne. Za kreowanie polityki zagranicznej i za obronność państwa w praktyce odpowiada Rada Ministrów, ale prezydent reprezentuje państwo za granicą. I tu powstaje problem, czy prezydent w związku z tym może przedstawiać taki pogląd, jaki chce – czy musi bezwzględnie reprezentować stanowisko premiera i rządu.
170px Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa]] [[w:Uniwersytet im. Adama Mickiewicza


Zgadzam się z generalną oceną, że konstytucję trzeba poczytać i wystarczy ją dobrze stosować. Niekonieczne, w moim przekonaniu, są jakieś zasadnicze zmiany. W koncepcji PO również zasadniczych zmian się nie proponuje. Proponuje się zmiany, które utwierdziłyby ten model systemu rządów, który de facto występuje w Polsce. Moim zdaniem, to co temu wszystkiemu przeszkadza to sposób kreowania urzędu prezydenta. Tylko to.

Zdecydowanie. Występuje wyraźna tendencja wśród ugrupowań politycznych do rozbudowywania „potęgi” organów, które kontrolują albo które są w stosunku do nich dyspozycyjne. To wpływa na charakter i jakość debaty – tak nie powinno być. Dlatego uważam, że dyskusja powinna toczyć się przede wszystkim w środowiskach fachowców...

Tak. W środowiskach na przykład konstytucjonalistów i politologów, a mniej w środowiskach politycznych.

Na jakość sceny politycznej to nie wpłynie, ponieważ i tak cały czas będą się pojawiały propozycje zmian. Nie wszyscy są zwolennikami takiego samego modelu. Różnimy się między sobą w poglądach, jaki to miałby być system. Dyskusję powinno się zacząć od określenia modelu, który chce się zrealizować. Jak określimy jego charakter, to dopiero do tego trzeba dostosować rozwiązania formalno-prawne, czyli umownie mówiąc „techniczne”. W związku z tym, że nie ma zgody co do samego modelu, to dyskusja zawsze będzie burzliwa. Czyli trzeba byłoby zdecydować najpierw o przyjęciu określonego modelu, a następnie konsekwentnie go realizować. I to tylko o to chodzi.

Byłbym zwolennikiem silnej władzy wykonawczej, ale znajdującej się w rządzie, a nie w rękach prezydenta. Z tego względu, że jestem zwolennikiem przewagi legislatywy nad egzekutywą, a system, o którym mówię gwarantuje przewagę parlamentu nad rządem.

Tak. Jestem zwolennikiem silnej władzy premiera. Uważam, że jednoosobowa władza premiera powinna być wzmocniona. Jestem zwolennikiem modelu kanclerskiego.

To kolejny krok w ograniczaniu pozycji ustrojowej prezydenta. Proszę zwrócić uwagę, że są to dwie kwestie, które stanowią „zadrażnienie” w relacjach prezydent-rząd.

W moim przekonaniu, pomysł ludowców nie jest do końca sensowny. Uważam, że jeśli mamy głowę państwa, to ona musi mieć jakieś kompetencje. Można to uregulować w ten sposób, że prezydent będzie zobligowany do pewnych działań na zlecenie rządu. Zobligowany, a nie tylko będzie mógł te działania na zlecenie rządu podejmować. Swoiste „ubezwłasnowolnienie” prezydenta, jak to wynika z doświadczeń ostatnich lat, byłoby korzystne, gdyby optować za tym modelem, za którym ja się opowiadam – czyli za modelem kanclerskim.

|}

Autorzy, Źródło: Wikinews na licencji CC-BY 2.5
2010-01-30 00:00:00